Wszędzie tam, gdzie dotarły transporty z dziećmi z Zamojszczyzny, determinacja miejscowej ludności była ogromna. Kto mógł, spieszył na stację kolejową, by ratować dzieci. Dostać jedno, dwoje, troje – tyle, ile to będzie możliwe. Zainteresowanie miejscowego społeczeństwa losem wysiedlonych, przemarzniętych i wygłodzonych dzieci było olbrzymie. Dzieci były wprost rozchwytywane z punktów zbiorczych, a liczba ofert na ich adoptowanie przewyższała liczebność transportów.